Cyberkulturowa rewitalizacja ekonomii daru

Tekst był publikowany w „Opcjach” 2006, nr 3.

 Cyberkultura pełna jest paradoksów i wewnętrznych sprzeczności, jej współtwórcami są w równym stopniu tak ekscentryczne osobowości jak Richard Matthew Stallman (częściej posługujący się po prostu akronimem RMS) czy też tak emblematyczne figury światowego biznesu komputerowego jak Bill Gates. Tego pierwszego zna stosunkowo nieliczne grono sieciowych aktywistów, hakerów, znawców problematyki nowych mediów i cyberprzestrzeni, zaś ten drugi jest ikoną rewolucji informatycznej jaka dokonała się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Niemal równolatkowie (RMS urodził się w 1953, dwa lata przed Gates’em), w tym samym mniej więcej czasie wkraczają oni na arenę komputerowej rewolucji. Gates (i Microsoft) w 1981 prezentuje pierwszą wersję systemu operacyjnego MS-DOS, zaś Stallman, po przygodach z zacinającą się drukarką firmy Xerox i niemożnością usprawnienia jej działania we własnym zakresie, z powodu braku dostępu do kodu źródłowego programu sterującego jej pracą, w roku 1983 ogłasza powstanie projektu GNU, który ma być podstawą do stworzenia całkowicie wolnego i otwartego systemu operacyjnego.
W wyniku tych wyborów Stallman przez całe życie utrzymuje się ze stypendiów, darowizn, honorariów za wykłady oraz  musi liczyć na bezinteresowną  gościnność przyjaciół w różnych zakątkach świata, gdzie nieustannie dociera. Przez wszystkie te lata prowadził nieustającą krucjatę na rzecz wolnego oprogramowania, bowiem jego celem jest, jak sam mówi, „Bycie wyzwolicielem cyberprzestrzeni” (Poynder, 2006: 30). Krucjata owa opisana została w wielu publikacjach, w których najczęściej powtarzającym się  słowem jest „wolność”, co nie może budzić zdziwienia, kiedy mówimy o człowieku, który jest twórcą idei Free Software („wolnego oprogramowania”) (Zob. Williams, 2003), ale też równie często uznawany jest przez środowisko hakerskie za guru, zaś Steven Levy, jeden z pierwszych historyków tego ruchu, rozdział swojej książki Hackers poświęcony między innymi Stallmanowi zatytułował The Last of the True Hackers („Ostatni prawdziwi hakerzy”) (Levy,1984).
Bill Gates w tym samym czasie został najbogatszym człowiekiem świata, z fortuną, w różnych okresach ocenianą na 50 a nawet 80 miliardów dolarów, ale jednocześnie, jak skrupulatnie informują jego biografie, aż 52% swoich pieniędzy przeznacza na cele charytatywne, zaś w niedługim czasie (rok 2008) chce się temu zajęciu poświęcić całkowicie.
Nie ulega wątpliwości, że chociaż właściwie wszystko ich dzieli, to jednak obie wspominane postaci miały, i ciągle mają, znaczący wpływ na kształtowanie się nowego paradygmatu kulturowego, jakim jest cyberkultura. Można też powiedzieć, iż reprezentują oni skrajnie odmienne poglądy na to, w jaki sposób, i na jakich zasadach, powinno rozwijać się społeczeństwo informacyjne, do jakich ideałów powinno ono się odwoływać, jakie normy etyczne i moralne uznawać należy za drogowskazy rozwoju nowych technologii, ale przede wszystkim, jak powinni zachowywać się w tych okolicznościach ludzie. Bo choć Gates naprawdę wydaje miliony dolarów na cele charytatywne, to jednak jego podstawowa strategia działania opiera się na ekonomicznej dominacji w zakresie szeroko rozumianego biznesu komputerowego (a przynajmniej pewnych jego sektorów) i przywiązaniu do (neo)liberalnych, w duchu Miltona Friedmana, poglądów, których wykładnią może być znane powiedzenie tego noblisty, iż „nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady”.
Te skrótowo zarysowane dwie perspektywy myślenia o fundowaniu cyberkulturowej rzeczywistości są celowo przejaskrawione, ale taka dychotomia postaw oddaje dosyć dobrze podstawowe dylematy stojące nie tylko niegdyś przed wpływowymi postaciami technologicznej rewolucji dokonującej się za sprawą technologii komputerowych, ale i obecnie przed wszystkimi tymi, którzy kształtują normy zachowań i projektują nowe medialne narzędzia, oraz są ich zwykłymi użytkownikami. I jedni i drudzy podlegają dominującemu w ponowoczesności modelowi hiperkonsumpcji i konsumeryzmowi będących konsekwencją rozwoju globalnego biznesu i ekonomii towarowej w gruncie rzeczy centralnie planowanej; chociaż nie chodzi rzecz jasna o planową formę gospodarki rynkowej. Rozmaite ruchy społeczne, polityczne i kulturowe ową hegemonię rozmaicie interpretują i proponują różne formy alternatywne – od intelektualnego dekonstruowania filozofii neoliberalnej myśli ekonomicznej, po subwersywne i hakujące strategie zmierzające do manifestowania oporu wobec dominującej ideologii wolnego rynku, opierającego się na skrajnie pojmowanej idei ekonomicznej wymiany. Gdybyśmy spróbowali streścić ją w jednym zdaniu, być może najbardziej oczywista byłaby w tym przypadku formuła „quid pro quo” („coś za coś”). W innej, bardziej zawoalowanej formie, możnaby powiedzieć „do ut des”, czyli „daję, abyś i ty dawał”. Ten „dający” nigdy nie robi tego bezinteresownie, a wręcz odwrotnie – jego dawanie jest perfidnie wykalkulowanym planem zmuszającym do zawiązania towarowego kontraktu, często zresztą nakłaniającego nas do nabywania rzeczy kompletnie niepotrzebnych, choć najczęściej chodzi o postawienie nas w sytuacji przymusu. Nieustające kłopoty Microsoftu, oskarżanego o rozmaite zabiegi monopolistyczne, wykorzystywanie swojej pozycji hegemona na rynku oprogramowania, mogą być tego oczywistym przykładem.
Anarchizujące środowisko aktywistów sieciowych, i nie tylko zresztą, właściwie od początku rozwoju internetu oraz szerzej cyberkultury, próbowało wypracowywać metody innego rodzaju partycypacji w technokulturze, która przełamywałaby dominujący model rządzący ponowoczesnym rynkiem. Inspiracji do tworzenia alternatywnych strategii poszukiwało ono w bardzo różnych obszarach, nie może budzić jednak zdziwienia, iż jednym z najważniejszych z nich stał się nieco już zapoznany Sytuacjonizm, powstały w latach pięćdziesiątych rewolucyjny ruch społeczno-artystyczny, zapowiadający, z jednej strony, kontrkulturowe  manifestacje, jakie miały się przetoczyć przez Europę w latach sześćdziesiątych – z Marcem 1968 na czele – z drugiej zaś, będącym jednym z najbardziej radykalnych przejawów intelektualnego ruchu oporu wobec, tworzącego się w tamtym czasie, społeczeństwa zdominowanego przez technokratyczne rządy i rodzący się pankapitalizm korporacyjny. Obecnie zainteresowanie Sytuacjonizmem i jego teoretycznym dorobkiem w postaci chociażby książek Guy’a Deborda (1998) i Raoula Vaneigema (2004), trochę może niespodziewanie, się odradza.
 Paradoksalnie, nowe pokolenie, tym razem tworzące wspólnoty nie na ulicach i w komunach , ale w wirtualnej cyberprzestrzeni – dostrzega aktualność wielu postulatów członków Międzynarodówki Sytuacjonistycznej, przefiltrowanych przez  wyzwania czasów ponowoczesnych, a przede wszystkim przez technologiczną (r)ewolucję, która stare anarcho-komunistyczne utopie wpasowuje w coraz bardziej wirtualizujący się świat „Rzeczywistości Integralnej” jak ją nazywa Jean Baudrillard, nie będącej ani prawdziwą, ani pozorną, „która opiera się na deregulacji samej zasady rzeczywistości” (Baudrillard, 2005: 7).
 Być może nie jest dziełem przypadku, iż tak jak Sytuacjoniści, a trochę także za ich sprawą, współtwórcy sieciowych społeczności nawiązują do ekonomii i kultury daru, czyniąc z niej swoistą alternatywę dla panującego dziś kultu towarowej (czytaj: pieniężnej) wymiany. To właśnie twórca koncepcji „rewolucji życia codziennego” – Raoul Vaneigem – pisał w latach sześćdziesiątych, iż „Tam, gdzie dominuje wymiana, istnieją tylko rzeczy; świat uprzedmiotowionych jednostek wciśniętych w wykresy cybernetycznej władzy; świat reifikacji. A mimo to ten świat może również, paradoksalnie, stać się odskocznią  dla totalnej odbudowy   życia i myśli; początkiem, od którego        w  s  z y  s  t  k  o   się rzeczywiście rozpocznie” (Vaneigem, 2005: 74). Szczególnie inspirującym tropem okazało się odwołanie do klasycznej publikacji Marcela Gaussa, opublikowanej w roku 1925,  zatytułowanej Szkic o darze. Forma i podstawa wymiany w społecznościach archaicznych (2001). Nie po raz pierwszy, rzecz jasna, okazuje się, że w ponowoczesności można rewitalizować szereg pomysłów zrodzonych z ducha nowoczesności, ale też swego rodzaju wzorców poszukiwać w odległej przeszłości. Ceremonia potlaczu przeprowadzana wśród plemion Indian Ameryki Północnej, rytuał kula, opisany przez Bronisława Malinowskiego w Argonautach Zachodniego Pacyfiku, podobne kula rytuały funkcjonujące wśród Maorysów na Nowej Zelandii i opisane przez Maussa, to tylko kilka przykładów wydawałoby się niewiele mających wspólnego  z zaawansowanymi technologiami, programami komputerowymi, software’ami oraz generalnymi kwestiami dotyczącymi kulturowych i ekonomicznych modeli współpracy i dzielenia się zdobyczami własnej pracy. Ale to właśnie te stare, często bliskie utopijnym wizjom zasady społecznej kooperacji, dziś stają się interesującą inspiracją dla tych, którzy poszukują  nowych sposobów społecznej komunikacji i samoorganizacji.
 Radykalnie utopijne pomysły anarcho-komunistyczne z lat sześćdziesiątych, formułowane w środowiskach Nowej Lewicy, dziś, po odrzuceniu ideologicznego balastu, można próbować efektywnie adaptować do cyberkulturowej rzeczywistości. Chociaż nie brakuje i takich myślicieli, którzy szeroko rozumianą kulturę sieci uznają właśnie za ponowoczesne wcielenie anarcho-komunistycznych ideałów Sytuacjonistów na przykład (przynajmniej części z nich, bowiem rzecz jasna był to ruch bardzo zróżnicowany). Jednym z nich jest Richard Barbrook, współautor bardzo głośnego niegdyś (jego pierwsza wersja powstała w roku 1996), i do dziś przywoływanego tekstu napisanego z Andy Cameronem, w którym dokonali oni przenikliwej dekonstrukcji „kalifornijskiej ideologii”, zakładającej „naturalny i nie do powstrzymania triumf wolnego rynku hi-tech”. Barbrook dostrzegając komercjalizację internetu podkreśla mimo wszystko możliwości kultywowania i rozwoju ekonomii daru, on sam w kontekście praktyk sieciowych  określa ją mianem „hi-tech gift economy”. „Większość użytkowników internetu współpracuje ze sobą bez bezpośredniej mediacji za pośrednictwem pieniędzy i polityki. Nie przejmując się prawami autorskimi, ofiarowują oni  i otrzymują informacje nie myśląc o formie zapłaty” (Barbrook).
Taka optyka jest nie tylko wyrazem kontestacji postępującej komercjalizacji internetu, ale i świadomym wyborem postawy odwołującej się do  zasad społecznej odpowiedzialności. Oczywiście krytycy takiego myślenia i postępowania w tym momencie natychmiast będą podnosić problemy piractwa, serwisów P2P, wykorzystywania nielegalnego oprogramowania i setki innych kwestii, ale najczęściej nie chcą oni zaakceptować prostej prawdy, iż informacja (szeroko rozumiana) rzeczywiście „chce być wolna”, bowiem to jest absolutnym warunkiem rozwoju wolnej kultury. Lawrence Lessig, twórca idei „commonizmu” (trochę zwodniczo semantycznie bliskie jest to pojęcie komunizmowi) i autor nowej licencji zmieniającej zasady stosowania praw autorskich (pod nazwą Creative Commons), słusznie zauważa, że „technologie wolności na naszych oczach przekształcają się w technologie kontroli” (Lessig, 2005: 9).         
Koncepcja Nowej Ekonomii – w dużej mierze funkcjonującej w przestrzeni wirtualnej – nie zakłada już tego typu radykalizmu, który charakteryzował kontrkulturowe ruchy lat sześćdziesiątych, i chciał doprowadzić do stworzenia społeczeństwa odrzucającego w bezwzględny sposób wszelkie sposoby wymiany opierające się wyłącznie na pieniądzu. Nowa Ekonomia powinna zatem być swego rodzaju miksem, wypadkową ekonomii rynkowej i ekonomii daru. Te dwa typy społecznej kooperacji mogą się wzajemnie uzupełniać, wbrew pozorom nie są to wykluczające się paradygmaty, ale w warunkach ponowoczesnych mogą one synergicznie współtworzyć zupełnie nową, choć czerpiącą choćby z trybalnej tradycji, płaszczyznę dla wypracowywania nowego porządku ekonomicznego rządzącego w sieciowej rzeczywistości. Choć być może samo słowo „rządzić” jest niezbyt w tym miejscu adekwatne, bowiem antyhierarchiczność i „struktury poziome”, by tak rzec, są przecież jedną z podstawowych cech środowiska cyberprzestrzeni.
W oczywisty sposób procentują doświadczenia przeszłości. Kiedy Stallman mówi o wolnym oprogramowaniu, nie chodzi mu przecież o to, że każda forma czerpania zysku z nowych software’ów i programów jest czymś nagannym i moralnie niedopuszczalnym. Jednakże najważniejsze jest stworzenie możliwości dla rozwijania ekonomii, która mogłaby łączyć zasady wymiany pieniężnej i wymiany opierającej się na filozofii daru. Co ciekawe, początkowo ten typ myślenia często służył do opisu praktyk hakerskich, ale dziś wydaje się, że ten sposób postępowania mający głębsze uzasadnienie, można ekstrapolować na wszelkie dziedziny cyberkultury. Dlatego to, co niegdyś znajdowało zastosowanie tylko do opisu etyki hakerskiej – może  być pewnym modelem i projektem działania dla wszystkich użytkowników sieci, aktywnych jej współtwórców, ale i zwykłych użytkowników. Manuell Castells trafnie prezentuje te hakerskie zasady, ale bez większych przeszkód można je aplikować do całej społeczności cyberprzestrzeni, i nie tylko cyberprzestrzeni, bowiem w moim rozumieniu cyberkultura to zjawisko znacznie szersze, nie sprowadzające się wyłącznie do zagadnień sieci, o czym pisałem w innym miejscu (Zob. Zawojski, 2006).
Zacytujmy Castellsa: „Wolność wiąże się ze współpracą przez praktykowanie kultury daru, która z kolei prowadzi do ekonomii daru. Haker udostępni swój program w sieci, jeśli ma nadzieję na rewanż. Kultura daru w świecie hakerów jest specyficzna na tle innych takich kultur. Prestiż, reputacja i szacunek biorą się ze znaczenia daru dla społeczności. Nie chodzi więc tylko o oczekiwany rewanż za szczodrość, ale także o natychmiastową nagrodę, jaką jest zademonstrowanie wszystkim talentu hakera. […] Uznanie zdobywa się nie tylko dlatego, że się coś podarowało, ale i dlatego, że się stworzyło coś cennego (nowatorski program)” (Castells, 2003: 59). Tą charakterystykę śmiało można zastosować do wielu innych grup użytkowników i współtwórców sieci; pamiętać przy tym należy, iż  dawny, modernistyczny by tak rzec, wyraźny podział na tych, którzy „produkują” i tych, którzy wyłącznie „konsumują” dziś coraz częściej jest po prostu nieaktualny. Społeczności wykorzystujące nowe media cyfrowe, jako podstawowe narzędzia własnej aktywności, współtworzą fenomen nazywany „kulturą DIY”. „Do It Yourself” („Zrób to sam”), ale nie tylko dla siebie, ale i z pożytkiem dla innych. Cytowany już Vaneigem w Rewolucji życia codziennego trafnie przewidywał, iż zadaniem na przyszłość jest nauczenie się bezinteresownego ofiarowywania i obdarowywania innych. „Musimy na nowo odkryć przyjemność dawania: dawania z nadmiaru, ze zbytku. Społeczeństwo dobrobytu będzie jeszcze, chcąc nie chcąc, świadkiem niejednego pięknego potlaczu, kiedy entuzjazm młodych pokoleń odkryje zasadę czystego daru” (Vaneigem, 2004: 75-76).
Ekonomii daru nie należy traktować dogmatycznie i ideologicznie. Nie sposób jednak nie zauważyć, iż jej filozofia tworzy podwaliny pod nowy typ kreatywności, opierający się na społecznej kolaboracji jednostek (i grup społecznych) w imię szeroko pojętego dobra wspólnego, a nie tylko „kupieckiego” obliczania własnego zysku. Często w kontekście kultury daru przywołuje się przykłady, które w prosty sposób egzemplifikują jej istotę: banki krwi, wspólnoty AA, zapisywanie własnych organów, na wypadek śmierci, szpitalom, publikowanie badań naukowych jako powszechnie dostępnych i nie podlegających konieczności „kupowania”. W cyberkulturze ekonomia i kultura daru ma szczególne znaczenie, jest bez wątpienia jednym z podstawowych czynników konstytuujących cyberprzestrzeń jako fenomen społeczny, ale i – jak mówi Barbrook – „dla większości ludzi ekonomia daru jest po prostu najlepszym sposobem współpracy w sieci”.
Ruch wolnego oprogramowania, konkurujący w pewien sposób z nim dziś ruch Open Source (otwartego oprogramowania), zapoczątkowany w roku 1998 między innymi przez byłego współpracownika Stallmana, secesjonistę Erika Raymonda, opisującego dwa modele („katedry i bazaru”) tworzenia nowych programów, z których ten drugi polega na kolektywnym tworzeniu  kodu przez wspólnotę kolaboracjonistów (Linus Torvalds i „jego” Linux to prekursorskie przedsięwzięcie tego typu); Open Access (ruch na rzecz publikowania w internecie wszystkich materiałów tworzonych przez naukowców); Public Library of Science, Open Access to Knowledge in the Sciences and Humanities – to inicjatywy o podobnym charakterze; rozmaite serwisy i projekty „wiki” oparte na koncepcji zbiorowego współtworzenia. To tylko kilka sztandarowych przykładów tego jak w cyberkulturze rewitalizowana jest ekonomia, kultura i filozofia daru.   
   
LITERATURA

R. Barbrook: The Hi-Tech Gift Economy. http://www.firstmonday.dk/issues/issue3_12/barbrook
R. Barbrook, A. Cameron: Californian Ideology.  http://www.arpnet.it/chaos/barbrook.htm    
J. Baudrillard: Pakt jasności. O inteligencji zła. Przeł. S. Królak. Warszawa 2005.
M. Castells: Galaktyka Internetu. Refleksje nad Internetem, biznesem i społeczeństwem. Przeł. T. Hornowski. Poznań 2003.
G. Debord: Społeczeństwo Spektaklu. Przeł. A. Ptaszkowska przy współpracy L. Brogowskiego. Gdańsk 1998.
L. Lessig: Wolna kultura. Tłum. zbiorowe. Wstęp: E. Bendyk. Warszawa 2005. Książka dostępna także w wersji online: http://www.futrega.org/wk  
S. Levy: Hackers: Heroes of the Computer Revolution. New York 1984.
M. Mauss: Szkic o darze. Forma i podstawa wymiany w społecznościach archaicznych. W: tegoż: Socjologia i antropologia. Tłum. K. Pomian, J. Szacki, M. Król. Warszawa 2001.
R. Poynder: The Basement Interviews. Freeing the Code. http://poynder.blogspot.com/2006/03/basement-interviews.html 
R. Vaneigem: Rewolucja życia codziennego. Przeł. M. Kwaterko. Gdańsk 2004. 
S. Williams: W obronie wolności. Krucjata hakera na rzecz wolnego oprogramowania. Tłum. K. Masłowski. Gliwice 2003. Książka dostępna jest także w wersji online: http://stallman.helion.pl
P. Zawojski: Cyberkultura jako nowy paradygmat kultury medialnej. Rozważania teoretyczne. W: Nowa audiowizualność – nowy paradygmat kultury? Red. A. Ogonowska, E. Wilk.  Kraków  2006.
 
 

 

Komentarze zablokowano.